Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Bądźcie z nami 4 czerwca. Z punktu widzenia Łomży to wydarzenie historyczne. Na Starym Rynku Alicja Łepkowska-Gołaś [VIDEO]

Już 4 czerwca, w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów i zmiany władzy w 1989 roku, w Warszawie odbędzie się "Marsz Wolności", o którym organizator Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, mówi jako o manifestacji przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną europejską Polską. Działacze Platformy Obywatelskiej mówią o bardzo dużym zainteresowaniu. Z całej Polski ma przyjechać kilkaset autokarów. Kilka wyruszy także z Łomży. O idei marszu, ogromnym zainteresowaniu mieszkańców, ale także o działalności społecznej i kandydowaniu w najbliższych wyborach do Polskiego Parlamentu z Alicją Łepkowską-Gołaś rozmawia Marlena Siok.

Marlena Siok: - Nasze spotkanie ma swój powód i wielkie sens, bo przed nami wydarzenie bardzo ważne, jak sama powiedziałaś - historyczne, myślę o „Marszu Wolności”, który odbędzie się 4 czerwca. Z całej Polski do Warszawy wyruszą autokary, ma ich być około czterystu, kilka z nich wyjedzie także z Łomży?

Alicja Łepkowska-Gołaś: - Zapisy trwają, już kolejne autokary są zapełniane, dlatego właśnie z punktu widzenia Łomży można powiedzieć, że historyczne, bo mamy już dwa pełne autokary, a chętnych osób jest  mnóstwo. Ciągle odbieram telefony z różnych środowisk, są to osoby w różnym wieku. Bardzo mnie to cieszy, że ludzie są chętni żeby pojechać, a jeśli już wiedzą, że z jakichś względów nie mogą, to dzwonią, żeby dodać otuchy, wesprzeć dobrym słowem. To bardzo sympatyczna sytuacja, mimo, że niesympatyczna okoliczność, bo ten Marsz ma coś symbolizować. Przede wszystkim to, że ludzie mają dość. Mają dość drożyzny, „kolesiostwa”, czeków bez pokrycia, kupowania wyborców własnymi pieniędzmi, ale przede wszystkim chcą wolnej i demokratycznej Polski, która jest w strukturach Unii Europejskiej. Nie jest nam bliżej do wschodu, chcemy być dalej na zachodzie, chcemy się „odkłócić”  z Unią Europejską, odblokować środki z KPO, więc to jest dla nas w tej chwili najważniejsze. Marsz jest nazywany „Marszem Wolności”, bo data jest bardzo symboliczna, to data pierwszych częściowo wolnych wyborów, obchodzimy wtedy też Dzień Wolności i praw obywatelskich. Chcemy pokazać swój sprzeciw i chcemy pokazać, że jesteśmy skonsolidowani, jest to marsz wielu środowisk opozycyjnych. Naprawdę wszyscy są zdeterminowani, by tam jechać i pokazać jaka jest w nas siła, jak wielu ludzi ma dosyć tego co się w tej chwili dzieje w naszym mieście, województwie w całej Polsce.

M.S.: - Czy rzeczywiście? Statystyki mówią, że z województwa podlaskiego ma pojechać co najmniej pół tysiąca osób...

A.Ł.G: -  Nie będzie to żadną tajemnicą, jeśli powiem, że na tę chwilę jest już ponad tysiąc osób, które jadą z województwa podlaskiego, z Łomży, to już pewne, pojadą dwa pełne autokary i prawdopodobnie jeszcze trzeci, dlatego w moim przekonaniu jest to historyczne wydarzenie w Łomży. Tyle osób z nami jeszcze nigdy nie jeździło. Ta liczba uczestników obrazuje wielkie oburzenie na to, co się w tej chwili dzieje.

M.S: - Wspominasz o wartościach i o przesłankach, które kierują organizatorami, ale także ludźmi, którzy zdecydują się wybrać na ten Marsz. Masz takie poczucie, że rzeczywiście maszerując ulicami Warszawy jesteście w stanie wygrać wybory? Jesteście w stanie zmienić coś w kraju? Przecież wszyscy pamiętamy dokładnie marsz z 2019 roku przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Czy masz takie poczucie, że cokolwiek się  zmieni kiedy ludzie wyjdą na ulicę?

A.Ł.G: - W wielu marszach już brałam udział, tu chodzi szczególnie o to, żeby pokazać, że nie jesteśmy sami z tym swoim przekonaniem, żeby pokazać siłę, pokazać ile osób jest „wkurzonych” na to, co się dzieje, że jesteśmy wspólnie razem, że umiemy się dogadać i żeby pokazać jak wielu osobom zależy na tym, żeby coś zmienić w naszym kraju. Pamiętamy też wszyscy, jak PiS szedł do wyborów z hasłem „przyjazne państwo”, mogłabym zadać pytanie wielu grupom społecznym, zawodowym czy czują, że żyją w przyjaznym państwie? Mam na myśli lekarzy, pielęgniarki czy nauczycieli. Kobiety, którym odebrano prawa, którym nie daje się prawa do In-vitro, to są górnicy, rolnicy cała masa zawodów i grup społecznych, którym odebrane zostały podstawowe prawa albo utrudniane jest im życie. Więc, to nie jest przyjazne państwo, dlatego chcemy to odczarować. Dlatego też jestem przekonana, że ten Marsz, ma pokazać, że chcemy bezpieczeństwa w naszym kraju. Przykładem mogą być przelatujące nad naszymi głowami balony, rakiety szpiegowskie, nie uważam, że możemy czuć się bezpiecznie. Albo to, co się dzieje z edukacją w Polsce. Co rząd robi nauczycielom? Dlaczego ich płace stoją w miejscu? Wszyscy chcemy żyć godnie i chcemy żyć na wysokim poziomie. Przynależność do Unii Europejskiej ma też mieć inny wymiar, przede wszystkim tego, że żyjemy w demokratycznym państwie, że zdanie większości ma znaczenie. Dlatego, że większość ma takie przekonanie, to wiem, że wygramy te wybory, a ten Marsz to jest tylko początek drogi to tej wygranej.

M.S: - Z jakim nastawieniem jedziesz do Warszawy? Nie obawiasz się? Przygotowujesz się z takim spokojem, że spokojnie przemaszerujecie ulicami manifestując swoje wartości?

A.Ł.G: - Ależ oczywiście, nie wyobrażam sobie, że to miałby być marsz, w którym będzie jakakolwiek przemoc. To są właśnie nasze wartości, spokój szacunek, godność, Nam chodzi o to, żebyśmy wszyscy dla siebie w tym państwie znaleźli miejsce, bo dla każdego musi być tu miejsce, musimy się szanować. Ten Marsz będzie obrazem tych wartości, pokaże jak można w sposób przepełniony dobrocią manifestować swoje poglądy i przekonania. 

M.S.: - Zapisy jeszcze trwają, jest jeszcze czas, by zdecydować się na wyjazd do Warszawy?

A.Ł.G: -  Tak, bardzo państwa serdecznie zapraszam, do przyszłego tygodnia można się jeszcze zapisywać. Ze względów technicznych później będzie to zapewne niemożliwe, bo nie będzie można zamówić kolejnego autokaru, więc jeśli ktoś z państwa ma jeszcze ochotę zapisać się i pojechać z nami - bo wiem, że wiele osób decyduje się na wyjazd własnym transportem - więc zapraszam. Kontakt do mnie jest dostępny na banerach, w reklamach i na plakatach, więc serdecznie zapraszam.

M.S:  Alicjo, nie mogę nie zapytać o Twoją działalność społeczną, tak jak zapowiadając naszą rozmowę, powiedziałam, że jesteś aktywistką, społeczniczką,  doskonale jesteś z tego znana na Ziemi Łomżyńskiej. Ale wiemy też, że już nie jesteśmy związana z Fundacją Ocalenie, czy coś się zmieniło, czy wciąż działasz aktywnie na rzecz osób wykluczonych?

A.Ł.G: -  Każde domknięcie to jest jakaś zmiana, ale ta zmiana, to takie nowe otwarcie. Po prostu poszerzyły się moje horyzonty i tych działań jest jeszcze więcej. Oczywiście nie zamknęłam się na środowisko uchodźców, dalej z nimi współpracuję bez względu na to czy stoi za mną fundacja czy też nie, ale teraz moja pomoc jest skierowana do szerszego grona osób, poszerzyła się o kulturę, więc spektrum tych działań jest bardzo szerokie. Bez tego nie można żyć, jak wejdzie się raz w działania pomocowe, to staje się to uzależnieniem. Wyraźnie widać, jak dużo jest nowych potrzeb, więc trzeba odpowiadać na te potrzeby. Bardzo miłe jest to, że przez wiele lat udało mi się nawiązać takie relacje i takie kontakty, które w tej chwili owocują stałą współpracą. Ja się zawsze bardzo rzetelnie rozliczam z tego co robię, więc to budzi zaufanie i wiele osób chce wspierać te działania, bo sama i to jest pewne, ja niczego nie zrobię. Dlatego fajne jest to, że to tak działa trochę lidersko, a ja jestem już tylko łącznikiem między tymi potrzebującymi, a tymi, którzy tej pomocy mogą udzielić. Ja jestem tylko kolporterem tego dobra.

M.S.: - Zadziałały pewne mechanizmy i już w pewnym momencie to wszystko zaczyna dziać się samo?

A.Ł.G.: - Dokładnie, te mechanizmy zadziałały, bo drodzy państwo, to już ponad dziesięć lat pracy, to samo się tak z siebie wszystko nie wzięło. Pamiętam swoje początki, jak trudno było o cokolwiek prosić, a w tej chwili mam takie telefony, gdzie ludzie sami proponują pomoc, mało tego mają jakiś swój pomysł, tylko nie wiedzą, z której strony go „ugryźć”, więc ja jestem tą osobą, która tym zawiaduje, koordynuje, która jest w stanie to przekazać i to wtedy naprawdę przynosi efekty. 

M.S.: - O Twoje doświadczenie chcę zapytać, obserwujesz nasze miasto pod tymi właśnie kątem, powiedz, kiedy jako mieszkańcy Łomży mamy te otwarte serca? Czy potrafimy, wiemy jak pomagać, ale przede wszystkim czy chcemy pomagać?

A.Ł.G.: - Tak chcemy i to jest fantastyczne, że nasza społeczność jest przygotowana do pomagania, ale muszę powiedzieć, że jeszcze się tego uczymy. Pomaganie nie jest prostą sprawą. W pomaganiu najważniejsza jest odpowiedź na potrzeby konkretnej osoby, która tej pomocy potrzebuje. Nie możemy zakładać z góry, że wiemy lepiej czego ktoś oczekuje od nas, że ja wiem, co bym w takiej sytuacji potrzebowała, to jest teoretyzowanie. Nie możemy zakładać, że ktoś potrzebuje danej pomocy, my musimy tę osobę zapytać i przede wszystkim zachować poczucie godności osoby, której ofiarowujemy swoją pomocą. Niestety często zapominamy o godności i szacunku do drugiego człowieka. Bardzo często osoby, które, potrzebują naszego wsparcia nie mają wpływu na to, że dzieje im gorzej, na to że są w sytuacji czy położeniu trochę gorszym od innych czy od społeczeństwa, w którym obecnie funkcjonują. Warto pamiętać, że nie oddajemy starych i brudnych rzeczy. Podam przykład, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie. Musieliśmy wtedy sortować bardzo dużo, starych i podartych rzeczy. Nie chcę wzbudzić kontrowersji, mówię o tym, by edukować. Dajemy to co sami byśmy chcieli założyć albo z tego skorzystać. To jest pierwsza podstawowa rzecz. Żyjemy w bardzo trudnych czasach i wiem, że sytuacja materialna wielu z nas jest bardzo trudna, więc nikt nie wymaga i nie oczekuje od nikogo przekazywania środków pieniężnych, bo wiemy jak to wygląda. Najważniejsze jest, by ubrania, które przekazujemy  były czyste, uprane, wyprasowane, mam na myśli rzeczy materialne typu ubrania, koce czy pościel. Dlatego, że wolontariusze nie mają ani miejsca, ani czasu na to, żeby to przebierać. Podam przykład, otrzymaliśmy kiedyś w fundacji takie mydło, swego czasu znanej marki na polskim rynku, miało termin ważności do 1995 roku… i można powiedzieć, że termin ważności to nie ma znaczenia dla mydła, ale to jest tylko przykład, który obrazuje, że to są rzeczy przechowywane często bardzo długo w domu. Nie korzystaliśmy z nich i oddajemy je tak, jakby pozbyć się tego problemu, a to nie tak. Nie każdy jest zobligowany do pomagania i zdaję sobie z tego sprawę, że nie każdy ma ani na to czas, ani możliwości, ale jeśli już chcemy pomóc, to niech to będzie mądre pomaganie. Jestem naprawdę bardzo dumna z łomżyniaków, bo potrafią i chcą pomagać. Otwierają serca w momentach bardzo trudnych i chciałabym, żeby takie „status quo” się utrzymało, a może żeby było nawet jeszcze lepiej, bo naprawdę chcemy i uczymy się już coraz bardziej pomagać.

M.S.: - To też wymaga ogromnej wrażliwości, empatii i to nie chodzi o to, żeby uciszyć własne sumienie lub „łechtać” własne „ego” prawda?

A.Ł.G.: - Tak, widzę, że pani redaktor czyta mojego Twittera, to są rzeczy, o których ja zawsze mówię, że w pomaganiu nie chodzi o to, żeby sobie pomóc, tylko pomóc tej drugiej osobie. To, że lepiej się poczuję, bo pomagam, to jest jakaś taka wartość dodana. Przykład „kija i  marchewki”, lepiej jest komuś dać możliwość, niż zrobić za niego wszystko. Oczywiście są sytuacje newralgiczne, trudne do rozwiązania na szybko, kiedy ktoś nie ma gdzie mieszkać i oferujemy mieszkanie,  ktoś nie ma w co się ubrać czy dziecka lub nie ma co zjeść, wtedy oferujemy konkretną pomoc. Ale nie możemy tych ludzi uzależniać od takiej pomocy, to nie może być pomoc długoterminowa, bo to nie pomaganie, a uzależnianie  kogoś od siebie. Musimy dawać możliwości, „wypychamy” taką osobę do ludzi, dajemy jej możliwość np. przebranżowienia się, zmiany pracy, czyli szukamy możliwości, by usamodzielniać osobę, której pomagamy to zdecydowanie jest najważniejsze. 

M.S.: - Alicjo, nie da się ukryć, że jesteś na Ziemi Łomżyńskiej bardzo rozpoznawana.

A.Ł.G.: - Dziękuję.

 M.S.: - Rozpoznawana jako, ta która walczy o prawa kobiet i o ten głos chciałabym zapytać. Zbierałaś podpisy pod obywatelskim projektem ustawy: Tak dla In-vitro. Na początku marca posłanki Koalicji Obywatelskiej poinformowały, że zebranych zostało około pół miliona podpisów, z kolei posłanka Agnieszka Pomaska, już poinformowała o tym, że ten projekt został złożony i jest właśnie przygotowywany do pierwszego czytania. Teraz marszałek Sejmu ma trzy miesiące. Jak myślisz? Uda się, jest to możliwe, czy In-vitro będzie realne w Polsce?

A.Ł.G.: - Ja jestem realistką, niestety wydaje mi się, że nie. Projekt trafi do zamrażarki Elżbiety Witek i jak większość takich społecznych projektów.

M.S.: - Dlaczego?

A.Ł.G.: - Dlatego, że gdyby Prawu i Sprawiedliwości, tak jak mówią jego przedstawiciele,  zależało na polityce prorodzinnej, to nie likwidowałby tego programu dofinansowania poczęcia z In-vitro, i to jest dla mnie bardzo osobisty temat dlatego, że mam wielu znajomych, którzy skorzystali z tej metody, która jest jedną z najbardziej skutecznych metod leczenia niepłodności. Bo nie mówimy tu o bezpłodności.  PiS likwidował i prawa kobiet, i dopłaty do In-vitro mówiąc jednocześnie, że jest prorodzinny, według mnie jest to totalnie wykluczające się. Kolejna kwestia demografia. Wszyscy wiemy jak wygląda i jakie skutki może przynieść obniżenie dzietności, a PiS mówi o demografii i jednocześnie zablokował dofinansowanie In-vitro, dlatego myślę, że oni tego nie uchwalą . Ale drodzy państwo, wygramy te wybory i jedną z pierwszych ustaw, która zostanie uchwalona to właśnie In-vitro, bo to jest ważne z punktu widzenia polskiej rodziny, polskich obywateli, demografii i otwarcia się na potrzeby obywatelskie. 

M.S.: -  Wywołałaś już temat wyborów zbliżających się do naszego, polskiego parlamentu. Doświadczenie w kandydowaniu już masz…

A.Ł.G.: - Umówmy się, to było jakieś dalsze miejsce, ale jednak, te pierwsze i szlaki zostały przetarte swoje nawiązko mogłam przeczytać na liście.

M.S.: -  Wobec tego kandydujesz w najbliższych wyborach?

A.Ł.G.: - Nie mogę zaprzeczyć, nie mogę potwierdzić.

M.S.: -  Czyli nie ma pewności jeszcze,  to jednak hipotetycznie zapytam, kandydujesz, udało się, czym w Alicja Łepkowska-Gołaś miałaby się zająć czym chciałaby się zająć w polskim Sejmie?

A.Ł.G.:  - A czym Alicja Łepkowska-Gołaś mogłaby się zająć? Przede wszystkim prawami kobiet, bo to jest dla mnie sprawa, o którą walczę od długiego czasu. Tematy społeczne, tematy związane z rodziną, z polityką prorodzinną. No i mniejszości,  ale pamiętajmy, że my jak idziemy bardzo dużym kraju z różnymi ludźmi ja uważam, że Polska ma być krajem otwartym dla wszystkich ma pomieścić nas wszystkich. Jesteśmy bardzo różni nawet etnicznie jesteśmy bardzo różni mamy w Polsce Kaszubów, Ślązaków, Łemków, chciałabym, by w Polsce szanowano zdanie większości, ale też szanowano prawa mniejszości, bo to jest bardzo ważne.  To są takie dziedziny, w których ja pracuje od wielu lat, nabieram sznytu eksperckiego, bo nie powiem o sobie, że już jestem ekspertką, ale wierzę w to, że można prowadzić politykę tak, żebyśmy wszyscy czuli się tu bezpiecznie, godnie i z poszanowaniem. Tak, by Polska rosła w siłę.

 M.S.: - Każdy musi dokonać rachunku sumienia, wewnątrz siebie, czy rzeczywiście jestem gotowy, by dyskutować, zmagać się na argumenty a nie na emocje. Podnoszę tę kwestie, ponieważ nie ukrywasz tego, że będąc organizatorką łomżyńskiego wyjazdu na marsz zdarzają się telefony, gdy ktoś odnosi się w sposób niekulturalny czy wręcz ubliża po prostu.

A.Ł.G.:  - Niestety, tak. To jest taki smutny element działania społecznego i organizatorskiego. Przyznam szczerze, że po tylu latach pracy jestem mocno uodporniona w tej materii. Nie da się inaczej, bo jestem osobą wysoko wrażliwą, gdybym nie nabrała tzw. „grubej skóry”, to ciężko byłoby mi podejmować kolejne działania. Ale smuci mnie najbardziej to, że nie umiemy rozmawiać ze sobą. Różnimy się być może w wielu kwestiach, ale to nie powód, by nie rozmawiać. To pewnie jest kwestia tego, jak mówią „na górze”: „gorszy sort”, jako opozycja jesteśmy nazywani w bardzo niewybredny sposób i to trochę uruchamia taką spiralę tej mowy zła. Bardzo bym chciała zaapelować, bo to jest bardzo ważne, słowa mają swoją moc. Marzy mi się żebyśmy różniąc się umieli usiąść do jednego stołu, by merytorycznie rozmawiać o kwestiach kluczowych. Wiem, że tak można, ja nigdy w moich wypowiedziach – można to sprawdzić w moich social mediach -  nigdy nie użyłam argumentów „ad personam”. Uważam, że to jest nieetyczne, by odnosić się do kogokolwiek w ten sposób. Mam swoje zdanie, mam na to argumenty, ale tak staram się dyskutować, by nie obrażać nikogo, nigdy nie obrażam osób ze względu na ich pochodzenie, religię, kolor skóry czy wygląd. Ubliżanie drugiemu człowiekowi jest dla mnie niedopuszczalne. Dlatego uprzedzam, jeśli ktokolwiek ma ochotę i potrzebę, by zadzwonić do mnie i mnie obrażać, to zmartwię, bo mnie to nie rusza.


Podziel się
Oceń

Komentarze