Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Wyczekiwany gość i deszcz, który nie popsuł zabawy [FOTO]

Wyjątkowe, bo dwudniowe, łomżyńskie mikołajki nie dały się przegnać nawet mało świątecznej aurze. Jegomość z długą białą brodą, który przyleciał na Stary Rynek w Łomży ze swoimi reniferami odwiedziło setki łomżyniaków, którzy nie szczędzili sobie także prawdziwie zimowego szaleństwa.
Wyczekiwany gość i deszcz, który nie popsuł zabawy [FOTO]

Nasi goście, choć spodziewani przez jednych z Laponii, przez innych z Finlandii przyjechali do nas z okolic Zakopanego. Renifery, które przywiozly do Łomży Mikołaja żyją w Kościelisku. Olaf i Rudolf, tak nazywają się współpracownicy światecznego dobrodzieja. Są dwoma z dziesięciu mieszkających w hodowli Roberta Ducha. Jednego z elfów, przedzierających się przez zafascynowane gromadki najmłodszych łomżyniaków. Bo taki widok w Polsce to rzadkość.

- Renifery posiadają puch na rogach i kopytach po których woda spływa prawie jak po przysłowiowej kaczce. Co roku zdejmują poroże, aby na ich miejscu wyrosło drugie, znacznie bardziej majestatyczne. Racice nie pozwalają zapadać się w śniegu i bagnie. Przysmakiem tych zwierząt jest chrobotek-rodzaj mchu sprowadzany z finladii – dzieli się ciekawostkami dotyczącymi reniferów Robert Duch.

Drugi z elfów Władek zdradził natomiast nieco inne fakty, tym razem z życia Mikołaja.

-Pracuje tylko jeden dzień w roku, przez reszte je i śpi, a my elfy jesteśmy po to, żeby mu pomagać – wyjaśnia Władek.

Święty Mikołaj upodobał sobię Łomżę, choć jak twierdził było mu tutaj odrobinę za gorąco.

Podczas wspólnych fotografii i spotkań z dziećmi ostrzegł, że pewna część z nich może spodziewać się rózgi pod choinką. Większość z nich może jednak liczyć na upominek, czy wyśniony?

Lista dziecięcych marzeń nie miała końca.

- Ja chcę psa, ja sukienkę, ja prosiłem o klocki i hulajnogę, a ja super szybki tablet - wykrzykiwały chóralnie najmłodsi zebrani wokół sań.

To jednak nie wszystko. Miejskie mikołajki nie mogłyby odbyć się bez zimowego szaleństwa. Snow tubing, choć w tym przypadku „rain tubing” wcale nie odstraszył spragnionych atrakcji milusińskich. Skrzętnie ownięte szalikami wdrapywały się na kilkumetrową rampę, po czym usadawiając się w dmuchanym pontonie „gnały” po nieposkromioną radość.

 



Podziel się
Oceń

Komentarze