Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 17 grudnia 2025 18:43
Reklama
Reklama

Drozdowo bogatsze o woluminy

- Białe kruki są już dostępne dla tutejszych „ornitologów”: badaczy i filozofów – powiedziała Krystyna Witkowska, wnuczka Mariana Lutosławskiego, podczas uroczystości przekazania osiemdziesięciu książek, broszur i czasopism do Muzeum Przyrody w Drozdowie.
Drozdowo bogatsze o woluminy

- Białe kruki są już dostępne dla tutejszych „ornitologów”: badaczy i filozofów – powiedziała Krystyna Witkowska, wnuczka Mariana Lutosławskiego, podczas uroczystości przekazania osiemdziesięciu książek, broszur i czasopism do Muzeum Przyrody w Drozdowie.

Sławomir Zgrzywa, polityk i samorządowiec, konserwator zabytków, były wojewoda łomżyński, z zamiłowania kolekcjoner unikatowych publikacji, oddał w depozyt muzeum publikacje dotyczące rodu Lutosławskich.

- Są tu pisma między innymi Mariana, Jana, Kazimierza, Józefa, Witolda i Wincentego Lutosławskich – powiedział Sławomir Zgrzywa. – Sprawdziłem biblioteki krajowe oraz zagraniczne i wydaje mi się, że w Drozdowie jest obecnie największa kolekcja książek dotyczących znanego rodu.

Lutosławskimi zainteresował się pod wpływem lektury pism Romana Dmowskiego.

- W stanie wojennym rozprowadzałem tzw. bibułę. Wśród niezależnej prasy znalazły się pozycje tego narodowego polityka i publicysty. Wtedy odkryłem związki Dmowskiego z dworem Lutosławskich, trafiłem między innymi na autobiografię filozofa Wincentego Lutosławskiego „Jeden łatwy żywot”. Erudyta z Drozdowa, wybitny metafizyk i znawca pism Platona zafascynował mnie – powiedział Sławomir Zgrzywa. - Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zaczęły się moje oficjalne związki z Drozdowem, które trwają do dzisiaj.

Publikacje wyszukiwał przede wszystkim w „sieci” wybierając najstarsze pozycje drukowane.

- Internet jest doskonałą bazą poszukiwań, umożliwia sprowadzanie książek z odległych zakątków.

Pomysł by kolekcję przekazać muzeum narodził się w roku 2010.

- Księgozbiór był ciągle zbyt ubogi i chciałem go powiększyć, z czego zresztą nie rezygnuję. Dwie kolejne pozycje niedługo trafią do mnie, je także przekażę muzeum. Wśród nich będzie poezja Sofii Casanovy Lutosławskiej – mówi Sławomir Zgrzywa.

Zebrane przez bibliofila pozycje pochodzą z XIX i XX wieku i są bardzo zróżnicowane tematycznie. Wśród nich jest rozprawa polityczno - społeczna Józefa Lutosławskiego „Cheb i ojczyzna”, w której autor „otrząsa” się z błędów doktryny socjalistycznej. Unikatem jest wydana w języku hiszpańskim przez Sofię Casanovę i Miguela Branickiego książka „El martirio de Polonia”. Pozycja na rynku hiszpańskim pojawiła się w roku 1945 i jest pamiętnikiem z czasów wojny, w którym opisane są zdarzenia związane z mordem polskich oficerów w Katyniu i śmiercią generała Władysława Sikorskiego. Jest także przewodnik „Jak tanio podróżować. Wędrówki Iberyjskie” Wincentego Lutosławskiego, który zwiedził kilka kontynentów i na polskim podwórku był prekursorem praktyk medytacyjnych. Wydawane przez filozofa pismo „Eleusis” promowało idę wstrzemięźliwości i stało się podstawą polskiego skautingu.

- Najwięcej przekazanych publikacji dotyczy właśnie Wincentego Lutosławskiego – powiedział Sławomir Zgrzywa.

Aż trzydzieści trzy pozycje, są to teksty źródłowe oraz opracowania naukowe, listy i czasopisma. Wincenty Lutosławski był prawdziwą gwiazdą filozofii, urodził się w 1863 roku, a zmarł w 1954. Ustalił chronologię dialogów Platona wyprzedzając w ten sposób analogiczne badania amerykańskie. Wzbudzał skrajne emocje – od intelektualnego zachwytu po akty bezprzykładnej krytyki.

 „Łatwym nazywam ten żywot, gdyż nie było w nim prawie tych najzwyklejszych trudności, które dręczą większość ludzi przez całe życie. Nie zaślepiały mnie żadne nałogi, ani namiętności. Wiedziałem zawsze, czego chciałem i zwykle osiągałem cele mojej woli, gdyż rozporządzałem dostatecznemi siłami fizycznemi i umysłowemi. Szybko się decydowałem i bez wahania dążyłem do celu, nie oglądając się ani na własne, ani na cudze przykrości, jakie to prostolinijne postępowanie mogło spowodować..." – pisał w swojej autobiografii myśliciel.

Właśnie za książkę „Jeden łatwy żywot” spotkała Wincentego krytyka literackiego i filozoficznego świata. Zarzucano mu megalomanię i szarlatanerię, mówiono, że jest pomylony bo wierzy, że jego męski potomek będzie realizacją poetyckiej przepowiedni: „Z matki obcej; krew jego dawne bohatery. A imię jego będzie czterdzieści i cztery”. Wincenty zawarł ślub z znaną poetką hiszpańską Sofią Casanovą. Ta jednak nie urodziła mu syna i dopiero kolejna życiowa partnerka Wanda Peszyńska sprawiła, że mógł filozof ambicje życiowe i mesjanistyczne przelać na męskiego potomka, Tadeusza. Żartobliwie o Wincentym wyraził się pisarz i krytyk literacki Tadeusz Boy Żeleński w utworze „Uroczy znachor”.

„Przed paru tygodniami ozwał się w moim gabinecie dzwonek telefonu. Mówi - Wincenty Lutosławski; pyta, kiedy mógłby mnie odwiedzić. Umówiliśmy się na po południu; oczekiwałem tej wizyty z zaciekawieniem. Samego Lutosławskiego spotkałem tylko raz w życiu, przed trzydziestu może laty; ale Kraków ówczesny pełen był dymów jego działalności. Potem straciłem go z oczu. Myślałem, że jest starszy; kiedy wszedł do pokoju, zdziwiłem się czerstwości i żywotności tego siedemdziesięciolatka o smagłej twarzy okolonej siwą brodą, z bardzo czarnymi, bystrymi a mętnymi oczkami.

Wyjaśnił przedmiot swej wizyty. Czytał - powiada - moje studia o Przybyszewskim; otóż obecnie zapoznał się z powieściami Anglika D. H. Lawrence i uderzyło go jakby wyraźne echo Przybyszewskiego - aż do pojedynczych zdań i zwrotów; pragnął podzielić się tym spostrzeżeniem, skontrolować je. Ale przyznaję, że ta kwestia mało mnie przejmowała, bardziej zaciekawiał mnie człowiek, który siedział koło mnie na kanapie; starałem się sprowadzić rozmowę mego gościa na niego samego. Dobrze trafiłem, bo okazało się, że właśnie w tej chwili wychodzi pamiętnik jego życia - Jeden łatwy żywot, jak brzmi tytuł. Żegnając się mistrz Wincenty wręczył mi egzemplarz książki, zachęcając mnie, abym napisał o niej.

W trzy dni później odwiedził mnie znowu. Przez ten czas zdążyłem przeczytać jego wspomnienia; rozmowa bardziej się kleiła. Niespodzianką był dla mnie duchowy  f r a n k o f i l i z m  Lutosławskiego. Okazało się, że był uczniem Gastona Paris, kolegą Josepha Bedier, że pisał za młodu po francusku pracę o szaleństwie Tristana i że wyniósł z owych lat niewygasły podziw dla francuskiej jasności myśli i elegancji formy. To nas zbliżyło.

- O, na przykład pan - rzekł Lutosławski - pan jest szkodnik, ale pan jasno pisze.

- To może gorzej? - rzekłem śmiejąc się.

- O nie, to lepiej, zawsze lepiej - odparł. - Ot, niech pan napisze o mojej książce, to bardzo jej pomoże. Może pan pisać o mnie absolutnie, co się panu podoba, ja się o nic nie obrażam.

- Kto wie - rzekłem - może napiszę. Co by pan powiedział na przykład na taki tytuł: Uroczy znachor?

Zastanowił się.

- Owszem, może być i tak. Znachor to szerokie pojęcie... Znachor... Czemu nie? - mruknął jeszcze i wyszedł.”

Konferencja „W kręgu pisarstwa rodziny Lutosławskich” odbyła się w Muzeum Przyrody w Drozdowie.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama