Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 25 kwietnia 2024 01:16

Sprowadzili alpaki na Podlasie. Z Chile do Długiego Ługu leciały samolotem z przesiadkami

Ich marzeniem jest to, żeby każdy od nich wyjeżdżał szczęśliwy, czując, że przeżył coś fajnego, a nie stracił czas. Dziesięć lat temu sprowadzili z Chile jedne z pierwszych alpak w Polsce. Od roku zapraszają gości do zagrody z tymi wdzięcznymi zwierzętami, a w najbliższej przyszłości zamierzają poszerzyć ofertę dedykowaną turystom.
Sprowadzili alpaki na Podlasie. Z Chile do Długiego Ługu leciały samolotem z przesiadkami

Autor: Przedsiębiorcze Podlasie

Agnieszka i Maciej Urban (na zdjęciu) z Długiego Ługu, miejscowości pod Korycinem, prowadzą farmę alpak. Te zwierzęta od początku pojawienia się u nich wzbudzały zainteresowanie wszystkich, ale hodowcy wtedy jeszcze nie planowali zapraszania gości do zagrody. Owszem, zawsze ochoczo o nich wszystkim opowiadali, pozwalali na ich obserwowanie, ale skupiali się głównie na reprodukcji młodych i odchowywaniu ich w taki sposób, by nadawały się do innych hodowli: oswajaniu, przyzwyczajania do dotyku.

Skąd pomysł na taki biznes? Maciej odziedziczył gospodarstwo po rodzicach, nie chciał jednak utrzymywać bydła, tak jak oni. Szukał alternatywy. Padło na alpaki, wtedy jeszcze nie tak popularne, jak teraz. Na Podlasiu byli właściwie pionierami w hodowli, w Polsce też było ich tak mało, że nawet nie dało się kupić tu stada. Nie było weterynarza, który potrafiłby zająć się egzotycznymi stworzeniami, dziś, dzięki gospodarstwu Długiego Ługu, ekspertem stał się jeden z miejscowych medyków, który wcześniej obsługiwał gospodarstwo rodziców Maćka.

Stado ma też swojego prywatnego… fryzjera. To specjalista krajowy, który upiększa większość polskich alpak. Dzięki niemu, każda z hodowli Maćka i Agnieszki ma inną fryzurę.

Pierwsze pięć sztuk zamówiono w Chile, stamtąd do Długiego Ługu zwierzęta przyleciały dwoma samolotami z przesiadkami. Są u nich do dziś. Od tamtego momentu potroili stado. Nastawiali się głównie na sprzedaż młodych do innych hodowli, ale od niedawna oferują czas spędzony w ich zagrodzie. I jest to początek ich planów, zamierzają bowiem organizować warsztaty nawiązujące do tych zwierząt, przyjęcia urodzinowe w towarzystwie alpak.

– Pomysłów mamy dużo, będziemy je sukcesywnie realizować, odpowiadając na potrzeby naszych gości – opowiada Agnieszka.

Oboje podkreślają, że nie każdy może kupić u nich młode. Przekazują je tylko do sprawdzonych hodowli. Zwierzęta traktują niemal jak swoje dzieci i chcą, by w nowym miejscu miały równie komfortowe warunki. Z uwagi na ich rosnącą popularność, często zainteresowani nimi są właściciele mini zoo. Co ważne, aby móc cieszyć się ich obecnością u siebie, trzeba na początek zakupić minimum dwie sztuki.

– A najlepiej trzy. Są stadne, źle czują się bez towarzystwa – zaznacza Agnieszka.

Lubią nie tylko swoje, bardzo żywo reagują na gości, niemal biegnąc na ich widok.

– Wiedzą, że wraz z nimi pojawią się smakołyki – tłumaczy ze śmiechem Maciek.

Bo u Urbanów alpaki można karmić, ale wyłącznie tym, co turyści dostaną od właścicieli. Mają przygotowane specjalne karmy, które zwierzaki zjadają wprost z ręki. Lubią też marchewkę, ale nawet tego warzywa nie można przywieźć do Długiego Lugu ze sobą.

– Bardzo dbamy o ich zbilansowaną dietę. Nie chcemy, by w jej skład wchodziły warzywa, które nie pochodzą z upraw ekologicznych, a taką pewność dają nam tylko te, które wyrosły na naszym polu – wyjaśniają.

Te zwierzęta coraz częściej wykorzystywane są do alpakoterapii, aby zrozumieć dlaczego, trzeba z nimi chwilę pobyć.

– Obcowanie z nimi, obserwowanie zachowań, jest bardzo relaksujące. Są niezwykle wdzięczne – mówi właścicielka.

I musi mieć rację, ponieważ gości w sezonie u nich nie brakuje, są tacy, którzy chętnie do nich wracają. I to właśnie młodzi hodowcy postanowili wykorzystać w działalności. Alpaki nie tylko są atrakcją samą w sobie, można pozyskiwać wełnę z ich strzyżeń. Najcenniejsza jest ta, z młodych. Właściciele przyznają jednak, że przy stosunkowo niewielkim stadzie, sprzedaż jest mało opłacalna. Wełnę z ich zwierząt głównie wykorzystują sami, a właściwie robi to mama Maćka, dziergając skarpetki czy szaliczki. Póki co, robi to na użytek własny, ale goście coraz częściej pytają o ich zakup.

Agnieszka i Maciek nie wykluczają takiej możliwości, chcą też wpleść w ofertę planowanych warsztatów. W tej chwili są na etapie finalizowania dofinansowania na rozwój, które pozyskali i myślą nad najoptymalniejszym jego wykorzystaniem. O szczegółach na razie mówić nie chcą, zdradzają tylko tyle, że w zagrodzie powstanie zadaszony obiekt.

Po roku od wprowadzenia możliwości odwiedzania ich zwierząt, wiedzą, że to był krok w dobrą stronę, ponieważ zainteresowanie rośnie do tego stopnia, że wizyty w gospodarstwie trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Rozwój jest konsekwencją tych działań i zalążkiem do kolejnych pomysłów. Nie wiedzą, które uda się zreazlizować. Pewne jest tylko to, że nie chcą powiększać stada, bo tylko takiemu, jak mają, mogą zapewnić optymalny dobrostan. Zwierzęta są dla nich najważniejsze.

Ewa Bochenko

Źródło: https://przedsiebiorczepodlasie.pl/sprowadzili-alpaki-na-podlasie-z-chile-do-dlugiego-lugu-lecialy-samolotem-z-przesiadkami/


Podziel się
Oceń

Komentarze