Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 26 kwietnia 2024 02:58

Moje perypetie z budżetem obywatelskim

Budżet obywatelski to szansa dla obywateli, by mogli decydować o części miejskich wydatków. Mechanizm jest prosty: wystarczy złożyć wniosek, który przechodzi przez urzędnicze sito i, jeśli zostanie zaakceptowany, jest poddawany pod głosowanie mieszkańców. W Łomży składać propozycje mogą osoby, które ukończyły szesnaście lat. To także wiekowa granica udziału w głosowaniu. Proste? Sprawdzam na własnej skórze!
Moje perypetie z budżetem obywatelskim

Budżet obywatelski to szansa dla obywateli, by mogli decydować o części miejskich wydatków. Mechanizm jest prosty: wystarczy złożyć wniosek, który przechodzi przez urzędnicze sito i, jeśli zostanie zaakceptowany, jest poddawany pod głosowanie mieszkańców. W Łomży składać propozycje  mogą osoby, które ukończyły szesnaście lat. To także wiekowa granica udziału w głosowaniu. Proste? Sprawdzam na własnej skórze!

Artystyczny plac zabaw

W pokoju 216 Urzędu Miasta w Łomży dyżur pełni Adam Szymański, który podpowiada wszystkim zainteresowanym jak wypełnić wniosek oraz jakie kryteria powinien on spełniać. Wchodzę jako zwykła „petentka” i szybko uzyskuję merytoryczne informacje, przekazane w bardzo przystępnej formule. Na szczęście, pan Adam nie przemawia w urzędniczym żargonie, dzięki czemu szybko się orientuję, jakie są szanse na realizację mojej koncepcji. Chcę by w Łomży powstał przenośny i jednocześnie artystyczny plac zabaw, czyli przestrzenna instalacja, nie tylko miejsce rekreacji dla dzieci, ale także funkcjonalne dzieło sztuki. Brzmi może skomplikowanie, ale wyobraźmy sobie awangardowego jelenia, który na zewnątrz jest rzeźbą, a w środku domkiem zabaw z planszami edukacyjnymi. Pan Adam tłumaczy mi, że „jest pewien problem”, bo inwestycja z budżetu obywatelskiego powinna być sfinalizowana do końca obecnego roku. Czasu jest mało, a procedura realizacji mojej koncepcji – zakładając, że zdobędzie poparcie mieszkańców –  dość skomplikowana: miasto powinno ogłosić konkurs na oryginalny  projekt, a potem na jego rzetelną realizację. I nie ma co ukrywać, budżet obywatelski wystartował w Łomży za późno. Dopiero 29 maja zostaną wyłonione najciekawsze propozycje i pozostanie tylko sześć miesięcy na ich realizację. Choć, jak zauważa pan Adam, „do końca kwietnia powinna zostać przyjęta nowa ustawa o zmówieniach publicznych, a to oznacza, że 120 tysięcy złotych netto Urząd Miasta będzie mógł wydać bez ogłaszania przetargu”.  Tak czy inaczej, ryzyko, że mój pomysł jest zbyt czasochłonny i „nie przejdzie” przez urzędnicze sito,  jest naprawdę duże. Dodatkowo chcę, by instalacja, czyli awangardowy plac zabaw, została ulokowana na Starym Rynku, w przestrzeni objętej konserwatorską pieczą. Na części placu nieopodal kamienic z arkadami.  Muszę mieć wstępną zgodę Ewy Tomaszewskiej z łomżyńskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

Dzwonię. „Niech pani sobie wybije ten pomysł z głowy. Żadnego placu zabaw na Starym Rynku nie będzie”– słyszę ostry głos w telefonie. Próbuję tłumaczyć, że nie o plac zabaw chodzi, ale o mobilną i funkcjonalną instalację artystyczną. Przypominam zapomnianą w mieście postać Wiesława Sielskiego, miejskiego plastyka, który do Łomży zapraszał studentów Akademii Sztuk Pięknych i tworzył unikalne place zabaw. Powołuję się na przykłady innych miast, które projektują na Starówkach oryginalne atrakcje dla dzieci. Mówię, że instalacja będzie mobilna i w sytuacji, gdy narodzą się ciekawsze koncepcje zagospodarowania Starego Rynku, będzie można ją przenieść w inny obszar miejskiej przestrzeni. „Nie wyrażam zgody” – słyszę nadal w słuchawce telefonu. Trochę mnie „ponosi” i tłumaczę, że dopóki Urząd Miasta nie opracował miejscowego planu zagospodarowania Starego Miasta, a zwleka z tym już bardzo, bardzo długo…, to każda decyzja, co na Starym Rynku powstać może, a co nie, jest po prostu arbitralna. Ze słuchawki wylewa się potok gorzkich słów: „Od lat miejscy urzędnicy nie przygotowali takiego planu, a uporządkowałby on w końcu dyskusję o rewitalizacji Starówki. Bo teraz wszystkie pomysły na jej odrodzenie, to tylko pozorowane ruchy, element kampanii wyborczej. Taki plan określa co jest akceptowalne, jaka powinna być  estetyka szyldów, pokryć dachowych, elewacji i tak dalej. Niech pani spojrzy na okropne szyldy, na obskurną Halę Targową. Ręce mi opadają, bo od lat miasto nie przygotowało odpowiedniego dokumentu i wokół szerzy się potworna brzydota” – wylicza Ewa Tomaszewska.

Mnie ręce także opadają, bo okazało się, że moje obywatelskie zaangażowanie jest „psu na budę”. Ale nie poddaję się, skoro artystyczny plac zabaw nie uzyskał akceptacji inspektora ochrony zabytków, to trudno, mogę tylko zacytować Hegla. Temu filozofowi współcześni zarzucali, że jego idee, są owszem piękne, ale nie przystają do rzeczywistości. „To tym gorzej dla rzeczywistości” – odpowiadał filozof. A skoro filozof przyszedł mi na myśl, to już wiem jaki alternatywny projekt złożę w Urzędzie Miasta. Niech na Starym Rynku powstanie ławeczka z Wincentym Lutosławskim, wybitnym metafizykiem pochodzącym z pobliskiego Drozdowa. W grudniu minęła sześćdziesiąta rocznica śmierci profesora, który ustalił między innymi chronologię pism Platona. Wnuk Wincentego, Piotr Niklewicz, przetłumaczył z kolei na język polski książkę „Bunt mas” Jose Ortegi y Gasseta, dzięki czemu zwykli zjadacze chleba mogli zapoznać się z hiszpańską filozofią. Adam Szymański z urzędu miasta informuje mnie, że projekt ławeczki Wincentego Lutosławskiego musi być inwestycyjny i dodaje żartobliwie, że wobec tego na ławeczce powinno być „przynajmniej jedno miejsce siedzące”, na którym spocząć będzie mógł zmęczony turysta lub mieszkaniec, każdy komu miłe jest towarzystwo filozofa. Na takiej ławeczce z pewnością spotkalibyśmy Sławomira Zgrzywę z łomżyńskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. „Wincenty Lutosławski to genialna postać, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli pochodzącego z Drozdowa rodu. Z rodziny Lutosławskich cenię go najbardziej” – mówi.

Projekt ławeczki Wincentego Lutosławskiego jeszcze w tym tygodniu złożę w Urzędzie Miasta. Czasu jest niewiele, bo inicjatywy należy zgłaszać do 9 kwietnia. Czy moja idea zostanie zrealizowana? Wiele zależy od Państwa, od oddanych na nią głosów. Tak czy inaczej, musiałam stanąć na głowie wymyślając koncepcję, bo projekty, które można składać w ramach budżetu obywatelskiego w Łomży muszą być inwestycyjne, żadnych działań „miękkich”, czyli imprez kulturalnych, happeningów, warsztatów, akcji społecznych i kulturalnych. A inwestycje, to inwestycje – chodniki, łatanie dziur w jedni, przystanki autobusowe, parkingi, ścieżki rowerowe. Wszystko to jest bardzo ważne, ale dlaczego ograniczać inwencję mieszkańców? Dlaczego nie mogą oni decydować o całej puli zadań gminnych, także tych będących kulturalną i społeczną animacją? I czy działania artystyczne mogą być projektami inwestycyjnymi? Na ostatnie pytanie mogę odpowiedzieć: tak, mogą, wystarczy, że instalacja będzie placem zabaw, a rzeźba funkcjonalną ławeczką. Filozofom też bliski jest przecież pragmatyzm i realizm życiowy.

Liczę, że oddacie państwo głosy na inwestycyjno - artystyczny projekt ławeczki Wincentego Lutosławskiego. Bo skoro w Białymstoku likwidują filozofię jako kierunek studiów, to niech się filozofia odrodzi w Łomży.

A co to jest budżet obywatelski?

Budżet partycypacyjny, zwany także obywatelskim, po raz pierwszy narodził się w brazylijskim mieście Porto Alegre. Od roku 1989 toczy się tam coroczny proces dyskusji, odbywają się sąsiedzkie, dzielnicowe i ogólnomiejskie spotkania, w których uczestniczą tysiące mieszkańców. W efekcie debat i głosowań to właśnie obywatele decydują, na jakie cele ma być przeznaczona znaczna część budżetu miejskiego. W Łodzi zanim wprowadzono budżet partycypacyjny diagnoza wykazała bardzo niski kapitał społeczny. Wnioski były przytłaczające: mieszkańcy nie chcą się angażować społecznie, nie ufają sobie nawzajem i nie podejmują współpracy. Można było na tych konkluzjach poprzestać i uprawiać nadal politykę zza biurka. Zrobiono inaczej: radni, organizacje pozarządowe i urzędnicy wypracowali dokładny i prosty mechanizm budżetu obywatelskiego: każdy może złożyć wniosek, musi go jednak uzasadnić, każdy może głosować na konkretną propozycję. Decydują ludzie, obywatele miasta, a nie urzędnicy. Sprawdziło się, powstały strony internetowe, fora, banery i akcje społeczne promujące inicjatywę. Sukces okazał się spektakularny, wpłynęło dużo sensownych wniosków, a w głosowaniu na projekty wzięło udział ponad 129 tysięcy mieszkańców. 

Jolanta Święszkowska 

Na fotografii filozof Wincenty Lutosławski  


Podziel się
Oceń

Komentarze
Gość 01.04.2014 13:06
Pan Adam Szymański jest bardzo dobrze zorganizowany i ma ogromną wiedzę nt. budżetu obywatelskiego. Też z nim rozmawiałem i duzo nam wyjasnił, przygotowujemy swój projekt, ale nie na Stary Rynek.