Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 00:22

Łomżynianka wypowiedziała wojnę najgorszemu z nowotworów

Janek Staszewski umarł trzy tygodnie po tym jak zdiagnozowano u niego glejaka. Lekarze dawali mu pół roku, ale nowotwór był szybszy. Janek miał 27 lat, robił świetne zdjęcia i jakkolwiek banalnie to zabrzmi, miał przed sobą całe życie. Jego ojciec – dziennikarz Wojtek Staszewski – napisał wtedy piosenkę: „Pamięć o Janku nie zginie / Ch.u, glejaku, s.synie.”
Łomżynianka wypowiedziała wojnę najgorszemu z nowotworów

Janek Staszewski umarł trzy tygodnie po tym jak zdiagnozowano u niego glejaka. Lekarze dawali mu pół roku, ale nowotwór był szybszy. Janek miał 27 lat, robił świetne zdjęcia i jakkolwiek banalnie to zabrzmi, miał przed sobą całe życie. Jego ojciec – dziennikarz Wojtek Staszewski – napisał wtedy piosenkę: „Pamięć o Janku nie zginie / Ch.u, glejaku, s.synie.”

- Pamiętam tę historię – mówi dr Marta Grodzik ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Co roku glejak wielopostaciowy lub anaplastyczny atakuje w Polsce 600, najczęściej młodych osób. Ten typ nowotworu nazywany jest Terminatorem ze względu na szybkość działania oraz niemal 100-procentową śmiertelność. Radioterapia i chemioterapia nie są skuteczne. Operacja rzadko prowadzi do całkowitego usunięcia patologicznych komórek.

Wojnę bezwzględnemu zabójcy wydała skromna dziewczyna z Łomży. Nie dostała się na wymarzoną medycynę w Białymstoku. Wybrała biotechnologię w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Miała to być decyzja na rok, aby później znowu próbować dostać się na Wydział Lekarski. Jak sama mówi, była przeciętną studentką. Ale wystarczył jeden wyjazd do Kalifornii, aby na tyle uwierzyła w siebie, by rzucić wyzwanie Terminatorowi i zostać laureatem programu LIDER 2015 Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Poznajcie historię dr Marty Grodzik.

Kalifornia

- Laboratoria to świat, w którym jest coś magicznego. Jest coś ekscytującego w komponowaniu badań, stawianiu hipotezy i weryfikowaniu jej. Jeśli choć raz na sto prób się ona sprawdzi, to jest jak wygrana na loterii. – chociaż dr Grodzik świetnie czuje się w laboratorium, to jednak mówi o pewnym niedosycie. – Uważałam, że bycie naukowcem, to moja porażka, że nie udało mi się. Zawsze chciałam być lekarzem. Nie czułam, że uczelnia, to jest moje miejsce.

- Dopiero dzięki wyjazdowi na Stanford University w ramach programu TOP 500 Innovators uwierzyła, że bycie naukowcem otwiera drogę do wielu różnych przestrzeni.

- Szukałam miejsca, w którym mogłabym się rozwijać. Znalazłam ogłoszenie o rekrutacji do programu TOP 500 Innovators. To była seria. Jednego dnia dostałam się do programu, nazajutrz dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie wiem, czy drugi raz bym się na to odważyła. To wszystko było magiczne. Ten Stanford, to, że pojechałam tam w piątym miesiącu ciąży…

Coaching

- Kiedy wróciła z USA, wzięła roczny urlop macierzyński i wychowawczy. Przez ten czas oraz zderzenie z rzeczywistością polskiej nauki jej entuzjazm nieco opadł. Wtedy zobaczyła ogłoszenie o coachingu dla młodych naukowców.

- Zrozumiałam, że bardzo potrzebuję rozwoju kompetencji miękkich. Widziałam jak na Stanfordzie łączą te je ze ścisłą nauką i jakie to przynosi efekty. - opowiada młoda badaczka. - Uczestniczyłam w programie Fundacji Rozwoju Nauki Polskiej, gdzie z moją coach – Hanną Król – wizualizowaliśmy moją karierę. Powiedziała, żebym sobie wyznaczyła jakiś symbol mojego sukcesu, który będę mogła mieć u siebie. Jeśli będę miała jakieś trudności, zwątpienia, zawsze mogę popatrzeć na zdjęcie, które jest reprezentacją tego, do czego dążę.
Wtedy też dr Marta Grodzik przygotowywała wniosek o dofinansowanie badań w ramach programu LIDER 2015. Moja coach zbudowała moją pewność siebie, uświadomiła mi, że lider musi wyglądać jak lider. Miało to ogromny wpływ na wynik rozmowy kwalifikacyjnej w NCBiR.

Odporność kury

- SGGW jest uczelnią rolniczą. Doktor Grodzik na tej uczelni powinna zajmować się biologią zwierząt. Doktorat dr Grodzik dotyczył badań nad odpornością kury domowej. I wtedy – jak mówi sama bohaterka – pojawiły się nanocząstki.
Mają one inne właściwości niż zwykłe jony, choć pochodzą z tego samego metalu. Dr Grodzik opowiada:

- Kolega badał właściwości nanodiamentu. Okazało się, że nanodiament hamuje rozwój naczyń krwionośnych. Szukaliśmy, gdzie można tę właściwość najlepiej wykorzystać. Moim pomysłem było to, żeby spróbować z nowotworami. Glejak jest guzem, w którym angiogeneza odgrywa największą rolę. Jest bardzo silnie ukrwiony, jest bardzo agresywny i właściwie nie ma na niego terapii. Można go wyciąć, ale tylko częściowo. Jeśli zastosujemy nanodiament, to guz przestaje być dokarmiany.

- Profesor Ewa Sawosz-Chwalibóg była inicjatorką badan nad nanocząstkami. Kiedy zobaczyła jak duży potencjał jest w tym temacie pozwoliła dr Grodzik prowadzić badania nad wykorzystaniem nanocząstek w terapii nowotworów, w tym glejaka. Jest osobą z otwartym umysłem i pozwala na swobodę naukową. Choć na uczelni rolniczej nie jest to zbyt dobrze widziane, bo jest to wydział nauk o zwierzętach.

- Mam świadomość tego, że SGGW osłabia prestiż badań medycznych. Wiem, że gdyby te same badania były prowadzone w Centrum Onkologii, to wychodziłyby one w świat z innego pułapu – mówi doktor Grodzik. W jej głosie nie ma żalu. Jest pewność podjętej decyzji.

Grafenem w glejaka

- Badania, na które dr Marta Grodzik dostała grant z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju dotyczą znalezienia markerów glejaka i dopasowania do nich płatków grafenu. Sama badaczka mówi o nich w ten sposób:

- Założyłam, że chcę znaleźć te cechy różnych rodzajów płatków grafenu, które są dopasowane do cech konkretnego glejaka. Z obu stron mamy dużą różnorodność cech. Stwierdzono, że nie ma dwóch takich samych glejaków. Każdy pacjent ma różne defekty. Dlatego trudno dopasować terapię. Za pomocą sieci neuronowych postaramy się stworzyć taki algorytm dopasowania, żeby był najbardziej skuteczny. Trzeba dobrać różne rodzaje grafenu z różnymi komórkami glejaka wielopostaciowego.

- W tej chwili leczenie glejaka polega na zmniejszeniu cierpienia pacjenta. Jest paliatywne. Często nie podejmuje się chemioterapii, bo osłabia ona cały organizm, a nie jest skuteczna. Lekarstwo jest podawane do krwi pacjenta i krąży po całym organizmie. Terapia nie jest celowana, równie silnie trafia do wszystkich tkanek. Dlatego też skutki uboczne są bardzo duże. Grafen mógłby być podawany punktowo, bezpośrednio do guza. Jak? Znowu oddajmy głos dr Grodzik:

- Przez dziurę w czaszce, specjalną kaniulą. Obeszlibyśmy barierę krew-mózg, a po drugie nie narażalibyśmy całego organizmu. Grafen słabo się rozchodzi w organizmie – na ok. 2cm wokół guza nie powinien narażać zdrowych tkanek.

Dlaczego nie diament?

- Okazało się, że nanocząstki silnie oddziałują z komórkami rakowymi. Diament jest alotropową odmianą węgla. Grafen, to też węgiel. Dlaczego więc badania są prowadzone grafenem, a te nad diament zostały wyhamowane? Nie zdecydowały wcale względy naukowe:

- Tego nauczyłam się w Kalifornii. Najpierw ochrona patentowa, a potem badania i mówienie o tym. Z nanodiamentem wyniki były bardzo obiecujące. Ma on bardzo silne właściwości antyangiogenne. Działa i na zdrowe komórki i na te zmutowane, jak glejak. Moja publikacja wyszła przed wyjazdem do Kalifornii. Teraz bym najpierw naciskała na silną ochronę patentową. I mam wrażenie, że ten diament został spalony. Teraz żadna firma nie zainwestuje w coś, co już opublikowaliśmy, co weszło do kanonu wiedzy powszechnej.

Golden Gate Bridge

- Za plecami doktor Marty Grodzik wisi jej afirmacja – plakat z przedstawiający Golden Gate Bridge o wschodzie słońca. Klucze od pokoju wiszą na smyczy Stanford. To przeszłość.

- Na szafce stoi wielki czek na prawie 1.200.000 zł na badania w ramach programu LIDER 2015, którego organizatorem jest Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. To przyszłość.

 

Tomasz Staśkiewicz

 

http://innpoland.pl/124711,dziewczyna-z-lomzy-wypowiedziala-wojne-glejakowi

 


Podziel się
Oceń

Komentarze