Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Stanisław Grabowski - "Wiarus", "Szalony". "Szalony Stasiek"

Prezentujemy pracę Piotra Łapińskiego, który przedstawił życie, a przede wszystkim wojenne losy, jednej z najciekawszych osobowości podziemia niepodległościowego na Ziemi Łomżyńskiej - Stanisława Grabowskiego "Wiarusa". Impulsem do publikacji stały się unikalne zdjęcia, jakie badacz i pasjonat historii, a zwłaszcza losów Żołnierzy Niezłomnych, Dariusz Syrnicki otrzymał od mieszkanki jednej z podłomżyńskich miejscowości. Przypominamy o apelu i prośbie Dariusza Syrnickiego i naszej redakcji o zdjęcia i dokumenty, które pozwolą ocalić pamięć o najwierniejszych z wiernych Polsce (śródtytuły - red. Narew).
Stanisław Grabowski - "Wiarus", "Szalony". "Szalony Stasiek"

Ostatnia walka

Likwidacja „Wiarusa” stała się możliwa dopiero dzięki zastosowaniu przemyślnej kombinacji operacyjnej polegającej na bezpardonowym wykorzystaniu ludzkich namiętności w relacjach męsko-damskich. Według „historycznego” opracowania bezpieki miało to następujący przebieg: Po  wszechstronnym  przeanalizowaniu  materiałów  operacyjno-śledczych w miesiącu grudniu 1951 r. PUBP w Wysokiem–Mazowieckiem zwerbował w charakterze  334 agenta  pod  pseudonimem  „Ewa”  byłą  współpracowniczkę  bandy  „Wiarusa”  odsiadującą  wyrok  w więzieniu karno-śledczym w Białymstoku. Wymieniona przed aresztowaniem zamieszkiwała we  wsi Babino. Na  utrzymaniu  posiadała  dwoje  nieletnich  dzieci,  które  po  aresztowaniu jej i męża pozostawały pod opieką rodziców. Fakt ten mocno przeżywała. „Ewa”była osobą atrakcyjną i jak potwierdzały ustalenia „Wiarus” wykazywał uczuciowe zainteresowanie jej osobą. W zamian za udzieloną pomoc organom Bezpieczeństwa Publicznego w doprowadzeniu do likwidacji „Wiarusa” agentka „Ewa” zwolniona została z więzienia pod legendą opieki nad nieletnimi dziećmi i powróciła do wsi Babino. [...] Agentce „Ewa” udzielono gwarancji, iż po doprowadzeniu do likwidacji bandy „Wiarusa” warunkowo zwolniony zostanie z więzienia również jej mąż. Do pierwszego spotkania „Wiarusa” z Franciszką Lenczewską (ps. operacyjny „Ewa”) doszło na początku marca 1952 r. Od tej pory jego dni były już praktycznie policzone. Kiedy w godzinach porannych 22 marca kolejny raz przybył do Babina (pow. Wysokie Mazowieckie), agentka umówionym sygnałem świetlnym powiadomiła ukrytych nieopodal w przydrożnym barakowozie funkcjonariuszy bezpieki. Drogą radiową ściągnięta została z Białegostoku grupa operacyjna z batalionem KBW, który otoczył wieś trzema pierścieniami. Trzej partyzanci nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni, podjęli próbę przebicia się. Uczestniczący w obławie szef PUBP w Wysokiem Mazowieckiem ppor. Józef Szkudelski wspominał: Po  kilkunastu minutach wieś  została  otoczona  gęstym łańcuchem  tyraliery  i  grupa  uderzeniowa  zbliżyła  się  do  bandyckiej meliny.  „Wiarus”  był  w mieszkaniu,  ale  dwóch  jego kamratów  czuwało na zewnątrz i  przywitali naszych  pracowników  seriami  strzałów. Kiedy zwietrzyli, że są w potrzasku, każdy z nich rzucił się do ucieczki w inną stronę. Wściekle waląc z broni maszynowej, chcieli przerwać łańcuch naszej tyraliery. Nie udało się. Kule położyły bandytów „Rysia” [właśc. „Żbika”] i „Humorka” [właśc. „Humora”], bliskich kamratów „Wiarusa”.  Kiedy  sam  herszt  bandy  usłyszał  strzały,  widocznie jeszcze  nie  sądził,  że  wpadł  w  pułapkę bez wyjścia, bowiem z niejednej groźnej opresji wychodził cało, wybiegł z meliny, wskoczył na sanie i pognał galopem ostrzeliwując się. Ścigały go nasze kule. Dopadł do końca wsi, ale tam droga była zamknięta i powitała go lawina ognia. Zawrócił i pognał w stronę szosy. Jeden z żołnierzy zastąpił mu drogę. Zbój ranił go i jak oszalały pognał dalej. Zdawało się, że już, już wymknie się nam  z pułapki. Jednak kule dosięgły go i runął w śnieg. Mieszkanka wsi Babino Wanda Kalicka wspominała z kolei potyczkę następująco: Żołnierze zrobili trzy linie obławy. Ci z lasu jedną linię przeszli, dymne granaty rzucili, drugą linię przeszli, na trzeciej się ostrzeliwali, ale już nie mogli... . W lesie zabili „Szalonego” i „Żbika”. Koło  naszego  domu  zaraz  wylądował  „kukuruźnik”  [samolot  Po–2]  z  ubowcami. Wysiadł porucznik i jeszcze jeden. Patrzymy, a już sąsiad Jackowski wiezie na furze ciało „Szalonego”. Miał zakrwawiony mundur,  przestrzelony  ryngraf  z  Matką  Boską  na piersi. Jeden z ubowców, co wysiadł z samolotu, podszedł i kopnął go, ale porucznik powiedział: „Nieboszczyków nie trzeba bić” i nie pozwolił. Wyszliśmy z domu i widzieliśmy to wszystko. Zawieźli „Szalonego” do szosy i ułożyli między dwoma wiązami, które rosły na poboczu. Po niejakim czasie przywieźli „Żbika” i położyli obok „Wiarusa” […]. „Humorek” [właśc. „Humor”] do szosy doleciał i tam go zabili. I też położyli pod wiązami obok „Wiarusa” i „Żbika”. Najbardziej to wszyscy żałowali „Humorka” [właśc. „Humora”], bo miał dopiero osiemnaście lat [faktycznie: dwadzieścia sześć]. Nawet ubecy go żałowali. Wtedy wszystkie dziewczęta z Babina zegnali, i mnie też, bo chcieli zobaczyć, która zapłaczeco by znaczyło, że narzeczona. Wiadomo: szkoda było chłopców, ale żadna nie płakała. Przynjeśli wtedy od gospodarzy brony, postawili je pionowo, poopierali ciała plecami o te brony i zdjęcia im  robili. Potem przyjechał duży samochód ciężarowy i za nogi i ręce powrzucali ich na jego skrzynię.  „Skurwysyny, teraz będą w ubikacji w Mazowiecku pływać” – przechwalał się jakiś ubek.

W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy partyzanci zginęli. Wraz z „Wiarusem” polegli wówczas: ppor. Lucjan Zalewski „Żbik” oraz sierż. Edward Wądołowski „Humor” (często mylony ze swoim młodszym bratem Janem – „Humorkiem”). Pozosta- łości oddziału „Wiarusa”, nad którymi objął dowództwo chor. Kazimierz Wieczorkiewicz „Ordon”, rozbito dopiero w końcu 1952 r. dzięki agentowi, byłemu żołnierzowi NZW, Stanisławowi Chibowskiemu „Gromowi” (ps. operacyjny „Wierzba”). Patrol sztabowy „Ordona” został zlikwidowany 23 listopada w Hermanach–Zamiankach (zabito wówczas dwóch partyzantów a jednego wzięto do niewoli). Trzej ostatni zginęli 19 grudnia w Krzewie–Plebankach. Jeszcze w 1956 r. ukazała się poświęcona „Wiarusowi” książka pt. „Biała plama”, autorstwa Janiny Broniewskiej – w okresie stalinizmu prominentnej postaci Związku Literatów Polskich oraz czołowej propagatorki socrealizmu. Publikacja pełna fałszerstw, przekłamań oraz przemilczeń, jednak nie trudno się dziwić dlaczego, skoro jak bez cienia skrępowania wyznała autorka: Materiały te udostępnili mi towarzysze z UB i KBW. Złożyły się na nie akta śledcze, rozmowy bezpośrednie z bandytami osadzonymi w więzieniu białostockim i „wizje lokalne” w terenie. Co ciekawe, pomimo definitywnego zakończenia epoki stalinizmu oraz socrealizmu, echa kreowanej wówczas „czarnej legendy” Podziemia pobrzmiewają w terenie do chwili obecnej.

Miejsce pochówku „Wiarusa” pozostaje nieznane – najprawdopodobniej jego zwłoki zostały pogrzebane gdzieś na terenie siedziby PUBP w Wysokiem Mazowieckiem. Już w drugiej połowie lat 50. XX w. podczas prowadzonych prac wodno-kanalizacyjnych odnajdywane były tam szczątki zabitych partyzantów, jednak zgodnie z ówczesną manierą, takie przypadki były skrupulatnie tuszowane. Z kolei za przykład swoistego „znaku czasów” niech posłuży sprawa krzyża pamiątkowego, który do wiosny 2011 r. znajdował się w rejonie wsi Babino, na poboczu szosy Białystok–Warszawa. Usunięty w związku z modernizacją trasy do chwili obecnej nie powrócił na swoje miejsce…

Młodszy brat Józef (ur. 1927), był również żołnierzem NZW, nosił ps. „Vis”. Zginął 24 października 1951 r. we wsi Zambrzyce–Króle (pow. Łomża) zabity przez grupę operacyjną UB–KBW. Dwie młodsze siostry: Stanisława (ur. 1925 r.) i Czesława (ur. 1930 r.), zostały skazane 20 grudnia 1948 r. przez WSR w Białymstoku na kary 3 lat i 1,5 roku pozbawienia wolności za pomoc udzielaną „Wiarusowi”. Starszy brat Tadeusz (ur. 1918 r.), deportowany w głąb Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS), następnie żołnierz Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS, zmarł 19 września 1942 r. w Teheranie (Iran)




Podziel się
Oceń

Komentarze