Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Z Łomży prosto w przestworza

Na kilkudniowy odpoczynek wybrała Łomżę, a nie Mauritius czy Seszele. Aleksandra Miller to 24- letnia łomżynianka, która realizuje swoje marzenie o poznawaniu świata. Jest stewardessą w dubajskich liniach lotniczych. W rozmowie z Marleną Siok opowiada o blaskach i cieniach pracy w przestworzach.
Z Łomży prosto w przestworza

Autor: Aleksandra Miller

M.S: - To w jaki właściwie sposób trafiłaś tam pod chmury?

A.M: - Moja przygoda z lataniem zaczęła się zupełnie spontanicznie. Pamiętam, że uczyłam się do obrony pracy licencjackiej w swoim pokoju, w Łomży. Na m biurku, od kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, zawsze leżała mapa świata. Zazwyczaj w przerwach w nauce, odrywałam się od książek i przeglądałam sobie tą mapę by poodkrywać różne kraje świata i ich stolice. Również przeglądałam facebooka by trochę odpocząć od wkuwania. Tego dnia natrafiłam na zdjęcia koleżanki "po fachu", również łomżynianki, która już zaczęła pracę w liniach i wstawiała piękne zdjęcia ze swojego nowego miejsca zamieszkania- Dubaju. Wydawała się być bardzo szczęśliwa, więc zaczęłam wykopywać informacje z internetu: o tym, jakie są warunki pracy w tych liniach, warunki zamieszkania, korzyści. Naoglądałam się filmików, na youtubie i naczytałam blogów.

M.S: - I wystarczyło?

A.M: - Tak. Moją inspiracją była również znana w Polsce- Olga Kuczyńska i jej blog "Życie Stewardessy". To dzięki jej wpisowi na fanpage'u dowiedziałam się, że dzień otwarty w dubajskich liniach lotniczych odbędzie się już za 3 dni w Gdańsku. Pomimo „obłożenia” nauką, zadecydowałam, że spróbuję szczęścia. Na początku trochę się wahałam czy to dobry pomysł, ale spojrzałam jeszcze raz na mapę i uznałam, że życie jest zbyt krótkie, żeby je spędzić w jednym miejscu, w tak maleńkim punkciku, jakim jest nasz kraj w stosunku do całego świata! Od tej pory nauka nie była mi już w głowie.

M.S: - Jak zatem przebiegło spotkanie w Gdańsku ?

A.M: - Zorganizowałam sobie przejazd i nocleg w Gdańsku by dotrzeć na rozmowę kwalifikacyjną na czas. Oczywiście jak to ja - wpadłam trochę spóźniona, ale wtopiłam się w tłum, żeby mnie nikt nie zauważył. Bo przecież w tym zawodzie „bycie na czas” jest niezwykle ważne, a ja już miałam historie spóźnień na swoim koncie (egzamin gimnazjalny, ślub siostry...). Wszystko jednak poszło gładko i mimo stresu, okazało się, że zostałam przyjęta.

M.S: - A jak wyglądał sam proces rekrutacji ?

A.M: - Rekrutacja składała się z kilku etapów, po których typowane zostały osoby, które przechodzą dalej. To było chyba najbardziej stresujące- czekanie na listę z nazwiskami. Tak, więc najpierw złożyliśmy swoje CV i w dużym stopniu to decydowało, kto przejdzie dalej, następne były zadania w grupach, aby zobaczyć jak współpracujemy z innymi ludźmi, tzw. teamwork. Później omawianie rozwiązań różnych problemów, żeby sprawdzić jak sobie radzimy pod presją i na ile jesteśmy kreatywni. Następnie zostaliśmy zmierzeni - czy dosięgniemy do luku bagażowego i zapytani o tatuaże w widocznych miejscach- te ostatnie nie są mile widziane w tym zawodzie. Test z angielskiego na poziomie - powiedziałabym - B2 i następnego dnia rozmowa w cztery oczy z rekruterem. W moim przypadku zajęła 10 minut. Dłużej potrwało załatwianie medycznych zaświadczeń i szczepionek wymaganych w większości krajów.

M.S: - Jak długo czekałaś na odpowiedź?

A.M: - Dwa tygodnie później otrzymałam telefon z Dubaju - tzw. Golden Call i datę mojego przylotu. Data przeprowadzki została ustalona na dzień po terminie mojej obrony. Dwa największe wydarzenia w życiu - jedno po drugim. Na szczęście, ekstaza z powodu wyjazdu zniwelowała stres i udało mi się zaliczyć egzamin i zdążyć na lot! Nagrodą dla mnie była piękna pogoda w Dubaju. Tam jest lato przez cały rok. Lot był fantastyczny, nic dziwnego, że linia zajmuje pierwsze miejsce na świecie. Teraz sama mogę reprezentować markę i nasz kraj- podczas każdego lotu zakładam kamizelkę z flagą naszego kraju. Bardzo mi miło, kiedy spotykam Polaków na locie, choć nie ma ich tak wielu w porównaniu z pasażerami innych narodowości.

M.S: - Czy zostaliście jakoś specjalnie przygotowani do swoich obowiązków?

A.M: - Kilka dni po przylocie zaczął się intensywny, dwumiesięczny trening, podczas którego nauczyliśmy się między innymi jak używać dostępnego sprzętu, jak ewakuować samolot oraz jak ratować życie w różnych sytuacjach, jak odbierać poród. Mieliśmy też ciekawe zajęcia o tym jak przetrwać w sytuacji awaryjnego lądowania na pustyni, na wodzie, na śniegu, na samotnej wyspie. Jak wykorzystać to, co jest dostępne, by uzyskać pomoc. To był niesamowity czas. Poznanie tylu ludzi z różnych zakątków świata, słów w różnych językach, nauka o kulturach i zachowaniach ludzkich. Nauka tolerancji i akceptacji. A to przydaje się w pracy z ludźmi najbardziej.

M.S: - Jak długo jesteś już stewardessą i co zdążyłaś przez ten czas zobaczyć?

A.M: - Latam już ponad rok. Byłam w 30 krajach, na 4 kontynentach. To na razie mało w porównaniu do tego, jakie są jeszcze możliwości. Cały czas dochodzą nowe destynacje, od początku roku np.: Mauritius, Dublin, Luanda, Moskwa. W każdym miejscu spędzamy zaledwie 24 godziny, ale to uczy nas jak zarządzać czasem, żeby zobaczyć, co się da i jeszcze się wyspać przed lotem.

M.S: - Jakie są atuty tego zawodu?

A.M: -Zaletą pracy stewardessy jest dużo czasu wolnego pomiędzy lotami. Ja wykorzystuję go na zwiedzanie różnych miejsc w Dubaju i w najbliższych miejscowościach. Dużo czytam i staram rozwijać się duchowo. Kina, restauracje, kluby, domówki. Wszystko, czego trzeba.. Latamy do różnych miejsc i zmieniamy często środowisko.

M.S: - A czy jest coś trudnego w tej pracy ?

A.M: - Sen - to, czego zawsze brakuje. Nieregularne pory wstawania zaburzają nasze zegary biologiczne, co czasem skutkuje witaniem pasażerów słowami "good morning" kiedy za oknem już noc.

M.S: - To bardzo absorbujący zawód. Czy Twoi bliscy nie byli przeciwni? Czy ktoś Cię wspierał w tej decyzji ?

A.M: - Oczywiście wielkim wsparciem była dla mnie rodzina, a najbardziej mama, która od razu zaakceptowała mój wybór i zachęcała mnie żeby spróbować. Niektórzy ludzie powątpiewali, ale udało mi się przekonać ich, że to dobry wybór dla mnie i żeby też mnie wspierali.

M.S: - Czy jest to praca twoich marzeń? Wiążesz z nią plany na przyszłość?

A.M: - Moim największym marzeniem są częste podróże, poszerzanie horyzontów. Ta praca jest do tego idealna, dlatego ją wybrałam. Pewnie kiedyś będę gotowa na nowe wyzwania - dokończenie studiów lub w ogóle coś innego. Zobaczymy!

M.S: - Czy chciałabyś przekazać coś naszym Czytelnikom?

A.M: - Życzenia. Żeby słuchać siebie i swojego wewnętrznego głosu, który czasem nam podpowiada, którą drogą pójść, popycha nas, żeby zaryzykować i zrobić coś poza swoją strefą komfortu. Wielu podróży i odkrywania nowych zakątków świata, albo nawet w granicach własnego państwa, wybranie się na weekend poza miasto by zobaczyć coś nowego, co nas zainspiruje, wzruszy, sprawi, że życie stanie się ciekawsze.



Podziel się
Oceń

Komentarze