Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Codzienność na bulwarach

W poniedziałkowy poranek wybrałam się na łomżyńskie bulwary. Parno i duszno, rzeka trochę łagodzi ten nieomal afrykański klimat. Pracownicy strzygą trawniki, opiekują się zasadzonymi drzewkami. Po południu nad rzekę przyjdą mieszkańcy i przyjezdni. Każdy dzień na łomżyńskich bulwarach, to poza rzecznymi spływami i przyjazdami turystów także prozaiczne obowiązki.
Codzienność na bulwarach

W poniedziałkowy poranek wybrałam się na łomżyńskie bulwary. Parno i duszno, rzeka trochę łagodzi ten nieomal afrykański klimat. Pracownicy strzygą trawniki, opiekują się zasadzonymi drzewkami. Po południu nad rzekę przyjdą mieszkańcy i przyjezdni. Każdy dzień na łomżyńskich bulwarach, to poza rzecznymi spływami i przyjazdami turystów także prozaiczne obowiązki.

  – Myślałem, że większość mojego czasu poświęcona będzie temu, co kocham, wodzie – mówi Ryszard Nawrocki, kierownik Terenów Sportowo-Rekreacyjnych nad Narwią Port Łomża. – Okazało się jednak, że bardziej pochłania praca nad utrzymaniem obiektu. Przychodzą mieszkańcy mówią, że jest czysto. Teren jest zadbany, trawa skoszona. To cieszy.

 Największym problemem jest utrzymanie w odpowiednim porządku fosy wałowej, usypana z kamieni i nierówna, sprawia, że można ją „cywilizować” tylko specjalnym sprzętem do koszenia. A trzeba robić to systematycznie, by mieszkańcy mogli podziwiać brzeg rzeki, zamiast zarośli i chaszczy.

  – Cyklicznie podcinamy wierzbę zarastającą nadbrzeże – wyjaśnia Ryszard Nawrocki.

 W miejscowym dialekcie wierzba nazywana jest „faszyną” i rzeczywiście wyrasta niesfornie spod kamieni. Turyści podążający nurtem rzeki, widzą jednak estetycznie usypany brzeg i przebijającą się z jego skalistych elementów dziką, ładną zieleń.

 – Niedawno Port Łomża odwiedziły dwa małżeństwa na łódkach żaglowych – mówi Ryszard. – Trafili do nas, uciekając od zgiełku Mazur, Krutyni i Hańczy. W biegu Narwi mają wypoczynek i spokój. Nie ma tutaj łodzi motorowych i hałasu odbijających się od siebie kajakarzy. To oaza spokoju, miejsce lęgu ptaków. Słychać klangi żurawi.

 Narew przyciąga

Również miejscowi lgną do bulwarów, pojawiają się rowerzyści, rodziny na wrotkach i wszyscy ci, których ciągnie do wody. Przychodzą weterani rzeki, którzy kiedyś podróżowali po mieliznach pychówkami, a po terenach bardziej przestrzennych przemieszczali się wydrążonymi w drewnie kanu. To dawne łódki biebrzańskie, oraz łódki dolnej Narwi i Pisy, pamiętają je najstarsi mieszkańcy Łomży i Ziemi Wiskiej. Dziś sprzęt jest bardziej nowoczesny, ale sentyment do wody pradawny, na stałe zadomowiony w ludzkiej naturze.

  – Narew nie potrzebuje promocji, bez kampanii reklamowych mamy tutaj stały ruch, zainteresowanie – mówi Ryszard Nawrocki. – W sobotę z naszego portu wyruszyły dwie łódki do Balik. W poniedziałek zawitały z powrotem do portu. Przychodzą miejscowi wypożyczać kajaki. Uczymy ich jak korzystać ze sprzętu, za kilka lat wejdą im w krew rzeczne spływy. Kajaki wypożyczyli niedawno na dwa dni Holendrzy, prawdziwi profesjonaliści. Miło było popatrzeć jak trzymają wiosła i spływają w górę rzeki.

 Pan Ryszard z wyraźnym żalem wspomina o zamkniętym dostępie do nurtu Biebrzy.

  – Do 24 czerwca na Biebrzy trwa okres lęgowy ptaków, ale jesienią i późnym latem moglibyśmy pokonywać spokojną trasę od Narwi do Biebrzy. Oczywiście nie robiąc masowego ruchu turystycznego.

 Bulwary na falach radiowych 

W ubiegły wtorek na bulwarach rozbił swoje stanowisko terenowy namiot republikańskiego „Radia Wnet”. Na falach tej spółdzielczej rozgłośni pan Ryszard zdradził swój prywatny zamysł.

 – Marzę by drogami śródlądowymi, nie wychodząc na morze pokonać trasę z Łomży do Łomży, poprzez Zalew Wiślany, Zalew Kuroński. Z Kaliningradu do Zalewu Kurońskiego jest śródlądowa droga wodna, na której znajduje się przejście graniczne pomiędzy Rosją a Litwą. Polacy nie mogą przekraczać tego punktu granicznego, potrzebne jest pozwolenie MSZ.

 Żeby wyprawa doszła do skutku pan Ryszard musi też poczekać na zakończenie rewitalizacji Kanału Augustowskiego, zremontowanie śluz. Kto wie, może marzenie się spełni. Tymczasem spełniają się inne sny, sny o renesansie Narwi. Pan Ryszard będąc małym chłopcem, jeszcze w latach sześćdziesiątych, przysłuchiwał się licznym rozmowom o ożywieniu rzeki, budowie bulwarów. Dawne debaty i plany zmaterializowały się.

 – Przyjeżdżają ludzie z Wrocławia, z odległych zakątków Polski i mówią, że to miejsce jest perełką – twierdzi Ryszard. – A najbardziej zazdrości nam Ostrołęka, mają większy potencjał, bo są na szlaku z Warszawy na wielkie jeziora mazurskie. Nie potrafili jednak tego wykorzystać i w północno-wschodniej Polsce port rzeczny ma tylko Łomża.

 Pytam o plany z lat powojennych Franciszka Piaścika. Profesor marzył o bulwarach od mostu do mostu i stworzeniu zalewu nad Narwią.

 – Pociągnięcie bulwarów od mostu do mostu, to świetny pomysł – mówi Ryszard. – Zyskaliby na tym rowerzyści, potrzebna jest ścieżka pozwalająca wymijać najbardziej ruchliwe arterie miasta. Każdy czynny rowerzysta przyklaśnie tej idei.

 Pomysł stworzenia zalewu na Narwi, ku uldze miłośników nieokiełznanej natury, pan Ryszard nazywa „futurystycznym”. Obszar chroniony przyrodniczo, miejsce lęgowe unikatowego ptactwa… niszczenie tej pięknej oazy to fantastyka w najgorszym wydaniu.

  – Mam nadzieję, że nikomu do głowy nie przyjdzie zrobienie czegoś na kształt Zalewu w Siemianówce – mówi kierownik „bulwarów”. – Powstał tam potworny obiekt, woda jest płytka, a w okresie wakacyjnym zaczyna „kwitnąć”. Tę zanieczyszczoną wodę spuszczają nam do Narwi i wszystkie ryby odpływają z naszej rzeki do Zalewu Zegrzyńskiego. W Narwi kończy się wtedy życie.

 Na szczęście woda w Narwi w ostatnich latach oczyściła się, nie ma przybrzeżnego szlamu, a pan Ryszard zapewnia, że może pokazać turystom, gdzie znajdują się piękne, dziewicze plaże nad rzeką.

 Woda to także muzyka, zazwyczaj popularne szanty. W wydaniu narwiańskim mogliśmy usłyszeć w weekendy alternatywne, elektroniczne dźwięki w wydaniu zespołu „Utopia Podlasie”.

  – Bardzo cenię tę inicjatywę – mówi kierownik „bulwarów”. – Ale jedyną muzyką, jaką kocham są pieśni morza i wody.

Jolanta Święszkowska  

Fot. Karol Babiel


Podziel się
Oceń

Komentarze